Blog: Zarzadzanie wymaganiami i testowanie

Uwagi do inżynierii wymagań wg IREB

Uwagi do inżynierii wymagań wg IREB
  • 1 431 views

W związku z fuzją, jaka niedawno nastąpiła pomiędzy organizacjami REQB a IREB, warto zastanowić się nad różnicami w ich podejściu do inżynierii wymagań.

Udostępnij!

Zastrzegam jednak, że poniższy przegląd ma charakter bardzo osobisty. Dzielę się tym, co mnie uderzyło, gdy porównywałem aktualne sylabusy i nie roszczę pretensji do kompletności napisanych tu uwag. Odnoszę się do sylabusa REQB-a w wersji 2.1 z września 2014 oraz do sylabusa IREB-a, wersja 2.2 z marca 2015 (oba w tłumaczeniu na język polski).

Podejście IREB-a

Przede wszystkim uważam, że bardzo dobrze się stało, iż sylabus IREB-a nie uległ zwyczajowi przesadnej „procesyzacji” w opisywaniu tego, co ma robić analityk. Pojawiła się bowiem jasna deklaracja: „Dokument ten nie zaleca żadnej konkretnej procedury ani związanego z nią modelu procesu, które określałyby planowanie, kierowanie i kolejność stosowania w praktyce nauczanych zasad. Nie jest też celem zalecanie jakiegoś określonego procesu inżynierii wymagań, ani nawet ogólnej inżynierii oprogramowania”. Chwała autorom za to. Tym samym IREB zbliża się do innego standardu, mianowicie podejścia prezentowanego w Business Analysis Body of Knowledge Guide.

Na plus dla sylabusa IREB-a zapisałbym także brak tej przytłaczającej ilości standardów, tak charakterystycznych dla REQB-a. IREB odwołuje się tylko do standardów ISO 29148 oraz 25010 i … wystarczy. Ciekawscy sami wyszperają pozostałe, jeśli im będą potrzebne.

Wprowadzenie przez IREB modelu celów, w postaci drzewa AND/OR, to bardzo dobry pomysł. Technika ta jest prosta, bardzo intuicyjna, można bez trudu wytłumaczyć ją osobom, które przychodzą na szkolenie z inżynierii wymagań a wcześniej studiowali inne dziedziny, zupełnie niezwiązane z informatyką.

Sylabus IREB-a jest krótki. Liczy tylko 35 stron. Dobrze to czy źle? Myślę, że jednak dobrze. Odnoszę wrażenie, iż teksty są konkretne, a używane pojęcia są najczęściej dobrze zdefiniowane.

Szkoda, że w sylabusie IREB-a brak jest spisu zalecanej literatury. Zaskakujący brak w pozycji, która ma tworzyć jeden ze światowych standardów nauczania inżynierii wymagań. Co prawda w słowniku, będącym jego integralną częścią, jest na końcu rozdział o nazwie „References” ale jest on bardzo krótki i jakoś nie widać w nim nawet zamiaru kompletności.

Szkoda, że dobre, jak wspomniałem, teksty sylabusa nie zostały wzbogacone rysunkami czy diagramami, które dodatkowo ułatwiłyby zrozumienie zależności pomiędzy pojęciami.

IREB wyraźnie zaznacza, że sylabus nie jest jedynym źródłem wiedzy potrzebnej do zdania egzaminu: „wszystkie terminy zdefiniowane w słowniku muszą być znane, nawet jeśli nie są wyraźnie wymienione w celach nauczania”. Rzeczywiście, takie pojęcia jak „komponent” czy „tabela decyzyjna” wcale nie występują w sylabusie a są w załączonym słowniku. Jednak można mieć zastrzeżenia co do jakości niektórych definicji podanych w słowniku. Przykładowo „tabela decyzyjna” jest objaśniona jako „tabelaryczna, systematyczna reprezentacja złożonej decyzji, zależnej od wielu kryteriów”. No, konia z rzędem temu, kto na podstawie tylko takiej definicji potrafi od razu zbudować, chociażby prostą, tabelę decyzyjną.

Podejście REQB-a

Zaletą tego sylabusa jest spora ilość tabelek i nieformalnych diagramów. Dzięki temu całość jest lepiej ustrukturalizowana i dlatego, trochę słabszy tekst nie jest jednak trudny do zrozumienia. Spis literatury, 32 pozycje, najczęściej klasyczne, ułatwia szersze zapoznanie się z innymi ujęciami inżynierii wymagań.

Dużą słabością REQB-a jest zbytnia koncentracja na procesach, co sprawia, iż słowo „proces” jest wyraźnie nadużywane. Występuje ono… 236 razy na 104 stronach! Wydaje mi się, że moda na układanie wszystkiego w ściśle zdefiniowane procesy mija. Naprawdę szkoda, iż autorzy tego sylabusa poszli jeszcze starą drogą

Również bardzo negatywnie należy ocenić przywoływanie wielu międzynarodowych norm opisywanych jednak nadzwyczaj powierzchownie. Nie przynosi to konkretnej wiedzy (tym bardziej umiejętności) a pozostawia niepotrzebny „szum informacyjny”. Nie wspomnę już o zmuszaniu biednych uczestników do wkuwania przed egzaminem iluś „numerków norm” na pamięć.

To co uznałbym jednak za najważniejszą wadę w sylabusie REQB-a to „przegadanie” niektórych rozdziałów (np. tych dotyczących narzędzi). Odnoszę wrażenie, że niektóre fragmenty są typowymi wypełniaczami miejsca. Szkoda, bo jest przecież dużo konkretów (technik, narzędzi), które naprawdę warto przekazać uczestnikom szkoleń.

Podsumowanie

Samo połączenie obu organizacji oceniam bardzo pozytywnie. Zwiększa ono, jeśli tak można powiedzieć, stopień standaryzacji w inżynierii wymagań. Jak to zwykle bywa, każde z podejść ma swoje zalety i wady. Jeśli jednak miałbym pokusić się o wskazanie „zwycięzcy”, to dobrze się stało, iż – mimo wszystkich wspomnianych tu niedociągnięć – wybrano podejście IREB-a. Jego zalety zdecydowanie przeważają nad niedociągnięciami. Od października zapraszam na szkolenia i egzaminy wg tego modelu. Dobrą wiadomością jest to, że egzaminy zdane w podejściu REQB-a do tej pory lub w najbliższej przyszłości, zachowują ważność w ramach ścieżek certyfikujących oferowanych przez IREB.